Artykuł
Powstrzymać, ale trochę
Izraelskie wojska w Gazie. 10 maja 2024 r.
Embargo na dostawy bomb dla Izraela to jak dotąd najpoważniejszy sygnał niezadowolenia USA z jego taktyki wojennej
Największe pęknięcie w sojuszu amerykańsko-izraelskim od czterech dekad – tak komentatorzy oceniają stan relacji między Waszyngtonem a Tel Awiwem po tym, jak prezydent Joe Biden ogłosił wstrzymanie dostawy bomb do Izraela. – Od tych pocisków ginęli w Gazie cywile – powiedział przywódca USA w wywiadzie dla CNN 8 maja.
Punktem krytycznym było rozpoczęcie przez izraelską armię ofensywy w położonym na granicy z Egiptem mieście Rafah, w którym od wybuchu wojny schroniło się ponad milion palestyńskich uchodźców. Biden tłumaczył, że nie może pozwolić na wykorzystywanie amerykańskiej broni na gęsto zaludnionym terenie, gdzie może spowodować tysiące ofiar oraz rozległe zniszczenia, tak jak działo się to na północy enklawy. Zagroził też, że jeśli władze w Tel Awiwie przeprowadzą w Rafah inwazję na pełną skalę, nie licząc się z życiem cywilów, to kolejnym krokiem będzie zablokowanie wysyłki pocisków artyleryjskich. – Nie wycofujemy się ze wspierania Izraela, wycofujemy się ze wspierania jego zdolności do rozpętania wojny na tym obszarze – stwierdził prezydent. „To prawdziwe trzęsienie ziemi” – komentował posunięcie Bidena amerykański dyplomata i były szef Council on Foreign Relations Richard Haass. „Zanosiło się na to już od pewnego czasu, ale Rafah było kroplą, która przelała czarę” – mówił dziennikowi „Ha-Arec”.